Święty Mikołaj - prawdziwa historia.


Jak donoszą  źródła:

Mikołaj Tradycyjny:
- urodził się w Patras w Grecji ok. 270r.
- był biskupem Myry w Licji (obecnie Turcja);
- jeszcze za życia był znany jako opiekun ubogich, na których przeznaczył cały swój majątek;
- jego najbardziej znanym czynem było podrzucenie sąsiadowi trzech sakiewek złota na posag dla córek:
 ("Jedna z legend głosi, że pewien człowiek, który popadł w nędzę, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Gdy biskup dowiedział się o tym, nocą wrzucił przez komin trzy sakiewki z pieniędzmi. Wpadły one do pończoch i trzewiczków, które owe córki umieściły przy kominku dla wysuszenia")

Święty Mikołaj Fikcyjny:

- jeden z pierwszych jego wizerunków został stworzony w 1823 roku przez Clementa Moore'a w wierszu: "A Visit from St. Nicholas" (Wizyta Świętego Mikołaja). Autor przedstawił Mikołaja jako elfa w miniaturowych saniach, zaprzężonych w maleńkie renifery.
 (W tamtych czasach wyobrażano sobie, że Święty Mikołaj mieszka w jaskini  i nosi brązowe ubranie. )
- kolejne wyobrażenie Świętego Mikołaja pochodzi z 1863 roku. Na zamówienie świątecznej edycji tygodnika Harper's amerykański rysownik, Thomas Nast, po raz pierwszy narysował Świętego Mikołaja jako człowieka, a nie elfa. Jego Mikołaj miał okrągłe policzki, nosił białe bokobrody i był wesołym starszym panem.
- natomiast  jego współczesny wizerunek: czerwony płaszcz i czapa został spopularyzowany w 1930 roku przez firmę Coca-Cola, dzięki reklamie napoju stworzonej przez amerykańskiego artystę Freda Mizena.
- rok później, w 1931 roku, postać Świętego Mikołaja, jako energicznego staruszka z siwą brodą w czerwonym stroju, którą dzięki reklamom zna cały świat, stworzył dla Coca-Cola amerykański ilustrator - Huddon Sundblom;


Rzeczywistość

I tak oto dzięki sprawnej promocji Święty Mikołaj Fikcyjny  praktycznie zastąpił  w powszechnej świadomości tradycyjny wizerunek św. Mikołaja z Myry, biskupa.
Z nieznanych powodów przeprowadził się z ciepłego południa na mroźną północ, zmienił szaty biskupie na czerwony kubrak i zaczął rozwozić  dzieciom prezenty saniami ciągniętymi przez zaprzęg reniferów.

W większej części Europy, w tym w Polsce 6 grudnia jako wspomnienie świętego Mikołaja, biskupa Miry - obchodzone są Mikołajki. Wszystkie grzeczne dzieci w tym dniu znajdują rano prezenciki, ukryte pod poduszką, w buciku albo w specjalnie przygotowanej skarpecie.
Obecnie, znana niemal na całym świecie powszechna forma tej postaci wywodzi się z kultury brytyjskiej i amerykańskiej, gdzie Mikołaj jest jedną z atrakcji bożonarodzeniowych.
Dla dzieci jest on nie tylko atrakcją, ale i najważniejszą postacią w całym świątecznym zamieszaniu.
Dzieciaki czekają na niego cały rok, piszą do niego listy, robią dla niego smakołyki, a on prawie  zawsze stara się mieć dla nich to o co go proszą, albo coś podobnego.
Rodzice, czyli my jeszcze nakręcamy całą atmosferę, stresujemy dzieci mówiąc, że jak nie będą grzeczne to Mikołaj przyniesie rózgę, albo figę z makiem. Pilnujemy aby napisały/narysowały listy, przy okazji zapewniamy, że Mikołaj na pewno list przeczyta, że na pewno znajdzie tę super koparkę, a jak nie to poprosi elfy, aby taką zrobiły. W dniu Wigilii napięcie wzrasta bo nie wiadomo czy Mikołaj będzie wieczorem, w nocy, przez komin, rano, czy uda się go zobaczyć, czy będzie słychać dzwoneczki, czy zabierze marchewki dla reniferów,  itd.
Dzieciaki małe nabierają się na to wszystko bez problemu. Starsze zaczynają mieć wątpliwości, no ale czy zna ktoś rodzica, który tak po prostu potrafiłby powiedzieć:
Kochanie, Święty Mikołaj nie istnieje!!!  (Jeśli znacie to koniecznie dajcie mi namiary)

Po Naszemu:

W tym roku całą maskaradę zaplanował M i to na kilka miesięcy przed Świętami. Gdy miał już skompletowany cały strój wtajemniczył i mnie. Szczerze to trochę mnie zaskoczył, bo on raczej nie sentymentalny człowiek, a ewidentnie był podniecony, gdy opowiadał o tym jak to jego 6 lub 7 letnią osobistość odwiedził nie kto inny jak Święty Mikołaj. I jakie miał wtedy podejrzenia, niezgodności, ale gdy  poskładał sobie wszystkie fakty do kupy, po jakimś czasie poznał prawdę. 
Nie wiem czy był zły, załamany, szczęśliwy... na pewno było to dla niego ważne wydarzenie, w przeciwnym razie nie zrobił by tego własnym dzieciom. 
Dodam tylko, że dotychczas Święty Mikołaj odwiedzał Nas w nocy, zostawiał prezenty i odjeżdżał.
Tym razem mieliśmy stanąć z Nim twarzą w twarz. Zosia coś czuła, bo gdy tylko zagadywałam o tym, że może w tym roku Mikołaj będzie wcześniej i w końcu uda się go zobaczyć... stwierdziła, że to pewnie będzie tata, bo w szkole też był Mikołaj, za którego przebrał się tata jakiegoś tam kolegi.
No dobra. Będzie ciekawie....
Plan był taki po Wigilii zadzwoni telefon, że M jest potrzebny w pracy, nikogo to nie zdziwi bo M na nocnych zmianach pracuje, dla dzieci będzie to więc normalne.
Rano, gdy dzieci jeszcze spały wszystkie elementy garderoby wraz z prezentami zostały przetransportowane do szopki, która na czas świąt została zaadoptowana na garderobę Świętego Mikołaja.
No to jedziemy: wigilia, jedzenie, śpiewanie, jedzenie, śpiewanie - Zośka uszczęśliwiła Nas wszystkimi piosenkami, których uczyła się na szkolne przedstawienie. 
Sms.
Tata musi iść  do pracy, ale postara się szybko wrócić. Ja miałam czekać na telefon, gdy będzie gotowy i zabrać dzieciaki na górę, aby przypadkiem nie zobaczyły wymykającego się z garderoby Mikołaja.
Przygotowaliśmy marchewki dla reniferów i poszliśmy myć zęby po kolacji, gdy nagle przez uchylone okienko usłyszeliśmy charakterystyczne: Ho ho ho!!!!! po chwili pukanie do drzwi.
Dzieciakom zaświeciły się oczy, rzuciły szczotki i pobiegły na dół. Z buzią pełną pasty i szczotką w zębach wykrzyczałam: - Otwórzcie drzwi!!!!
Pisk.... mamo to Santa, aaaaaaaaa, mamooooooooooo!!!!!!!
Przerwałam to co zaczęłam i poszłam na spotkanie z Santą. 
Słuchajcie on naprawdę wyglądał jak Święty Mikołaj ten od Coca-Coli. Wielki brzuch (pompowana wkładka), idealnie skrojony czerwony kostium, bujna biała broda, okulary, różowe poliki i zmieniony głos, gdybym była w ich wieku dałabym się nabrać.
Mikołaj, który przychodził do mnie zazwyczaj miał na sobie kawałek czerwonej peleryny, brodę z waty i w ręku długi kij - w sumie jak sobie to przypomnę, to  bardziej mu było do tradycyjnego Mikołaja biskupa, a nie tego fikcyjnego staruszka, którego zna cały świat.
No cóż przedstawienie się zaczęło.
Mikołaj wszedł, zanim rozłożył się na sofie zapytał, czy dzieci były grzeczne, czy słuchają rodziców, czy jedzą zupę...w końcu zaczął rozdawać prezenty. Oczywiście dzieci dostały to, o co prosiły w listach, z jednym małym wyjątkiem, ale mniejsza z tym. Zaraz zaczęło się rozrywanie papieru, ohy ahy i wowy!!!
Mikołaj cały czas coś nawijał, że zupę mają jeść, że mają mówić w domu po Polsku, że to, że tamto.....zaczynałam się już pomału nudzić, a On przeciągał i przeciągał, tak bardzo chciał aby go rozpoznały a z drugiej strony starał się grać swoją role wyśmienicie.
Dzieci tzn. Zośka odśpiewała dla niego piosenkę, Gabryś towarzyszył wykonując swój popisowy numer, czyli bujanie się na boki. I znowu:
"An angel appeared in the sky,
Spreading his wings, spreading his wings.
An angel appeared in the sky,
Spreading his wings...."
itd.
Mikołaj wysłuchał, ale siedziała dalej, myślałam, że po piosence będzie już koniec. Gdy nagle Zosia zaczęła zadawać pytania:
Zosia: - Gdzie Mikołaj mieszka? Dlaczego mówi po polsku skoro mieszkamy w England? 
Na to Mikołaj: - Że On mówi wieloma językami.
Zosia: - Żeby powiedział coś po Francusku?
Mikołaj: - Bonjour.
Zosia: - A po Chińsku?
Mikołaj: - Cing ciang ciong.
Ja: - Dobra koniec męczenia świętego. Czas na zdjęcie pamiątkowe.
Zrobiłam dzieciakom, potem sobie selfie z Mikołajem, który bezczelnie klepał mnie po tyłku.
Zaczął się żegnać i nagle Gabrysio, który ewidentnie był zaskoczony tą całą wizytą, staną taki słodki pod choinką i swym głosikiem powiedział:
- Dziękuje Santo!
Gabryś nie miał zielonego pojęcia, że to przebrany tata, te jego dziękuje było takie słodkie i rozbrajające. Zosia była bardziej podejrzliwa.
Dzieci się pożegnały, Mikołaj poszedł. Oczywiście zapomniał marchewek dla reniferów, ale to dla niego normalne, zawsze czegoś zapomina :-) Na szczęście zdążyłam je zgarnąć szybko do lodówki, dzieci niczego nie zauważyły.
Po jakimś czasie wrócił tata. Oczywiście minął się z Mikołajem. Dzieci zdały mu relację z wizyty i zaczęli oglądać prezenty a ja zgarnęłam ze stołu.
Póki co o Mikołaju przestały gadać, tylko gdy wieczorem odwiedzili Nas znajomi  wróciły jeszcze do tematu. A Zośka powiedziała mi i cioci w sekrecie, że ona czuje, że Santa to tak naprawdę był tata. 100% pewności nie miała, faktycznie coś podejrzewała, ale wprost tego nie powiedziała, może nie chciała zrobić tacie przykrości, nie wiem..

Epilog
Na drugi dzień. Rano. Gabryś po przebudzeniu biegnie na dół do choinki. Mamo nie ma prezentów!!!!!
Bez komentarza.

Podczas obiadu: Zosia:
 - Tato a czy Ty umiesz mówić po Francusku i po Chińsku?
- Skąd ten Mikołaj wiedział, że nie lubimy zupy?
Bez komentarza.

Od autora.
Mikołaj nie został wprost zdemaskowany. Gdy zapytałam go później jak się z tym czuje, wzruszył ramionami i dodał: - Trudno spróbujemy za rok. Widać było, że trochę był zawiedziony, ale duży z niego chłopiec i jakoś się z tym pogodzi.
Na pamiątkę
Justyna
Wykorzystano artykuły i informacje ze stron: www.wikipedia.org, www.cocacola.com.pl, www.ank.gov.pl, www.sanctus.pl,

Etykiety: , , ,