My Poganie?


Ostatniego dnia października podczas gdy inni biegali za najpiękniejszymi kwiatami, za zniczami większymi od największych, za złotymi wieńcami i wszystkim tym co na cmentarz zawlec można - My, mam na myśli mnie i Zosię polowałyśmy w UKejowych SH na przydasie niezbędne do wykonania kostiumów  Halloweenowych.
Przy okazji kupiłyśmy trochę słodkości, aby wieczorem rozdać je przybyłym pod Nasze drzwi dzieciakom, wesołym straszydłom, roześmianym wampirom, uroczym czarownicom i innym równie strasznym postaciom.
Pieniądze wydane na słodycze - dały radość nie jednemu dziecku.
Komu natomiast dały radość znicze i chryzantemy?
Na pewno nie tym, którzy odeszli.
Nie lubię święta zmarłych, tego całego zamieszania, tego przepychu na grobach, tego tłoku na cmentarzach i na ulicach.

Halloween 2014 

Przed naszym domem wokół ogniska tańczyły duchy.


(pomysł na tę dekorację znalazłam na pewnym blogu, którego nazwy nie pamiętam, od razu mi się spodobała, szukałam i nie znalazłam, szkoda bo wpis był ciekawy i z chęcią bym do niego odesłała)

Do wykonania duszków użyłam cienkich pianek, którymi były oddzielone elementy biurek kupionych kilka miesięcy temu oraz folii bąbelkowej, którą za free mam zazwyczaj przy zakupach internetowych.  Te moje zbieranie "niby śmieci" ma sens. W oryginale duszki były z worków na śmieci - u mnie taki znalazł się też jeden.
Synio Dynio jako Pumpkin, Wampir Borys oraz Hrabina Draculina - Zosia.


Draculina z mamą Diablicą



Wampir Borys z mamą Sarenką


I jeszcze raz ONI




I ONE


A oto cała ekipa


             (Po drugiej stronie aparatu wystąpił jeszcze M)

No to tak grzecznie było w piątek.
W sobotę natomiast co niektórzy rodzice wybrali się na kolejną imprezę. Okazało się, że z powodu jakiegoś problemu z prądem nie musiałam iść do pracy w niedzielę. JUPI! Dosłownie w ostatniej chwili znalazłam się w gronie rodziców imprezujących. Ulepszyłam moje diabelskie oblicze,
dzieci zostawiłam pod opieką taty i poszłam się bawić.
Tuż przed wyjściem:
- Mamo gdzie Ty idziesz? Na twoje Trick or Treat? Zapytał Gabryś.
Rozbawił mnie totalnie, uwielbiam te dziecięce rozumowanie.

(foto: Michelle Andrews)
Na zakończenie i podsumowanie odsyłam Was do
Dzikiej Jabłoni,
" Nie poszli. Wybrali życie. Zamiast wosku zapach domowego ogniska,
czekoladę w kostkach po równo, i uściski po równo.
I Kung fu Panda obejrzeli na małym ekranie. Razem."
 Pozdrawiam
Justyna


Etykiety: