pitu, pitu ,gadu, gadu


Ciekawa jestem czy ktoś jeszcze tak ma, że chciałby podzielić się z innymi mnóstwem informacji, chce tego tak bardzo, a im bardziej chce tym bardziej nie może... kawałek podłogi to za mało...
Lato odchodzi, wieczory coraz dłuższe, poranki ciemne, jeszcze dwa tygodnie temu, gdy mknęłam do pracy było jasno, teraz ciemno, buro i mglisto... ostatnio tak się zakręciłam, że nie wiedziałam czy to ranna czy też nocna zmiana.

Pierwszy miesiąc szkoły dzieciaki mają już zaliczony, po wakacyjnym lenistwie trzeba było wrócić do stałego rytmu. Pierwsze 3 tygodnie biegaliśmy do szkoły na zmianę 3 razy dziennie. Syn mój Gabriel jest już w dużej szkole (jak on to mówi), ale dopiero od tygodnia ma zajęcia w normalnych godzinach lekcyjnych, więc teraz już tylko zaprowadzamy i odbieramy.
Nie wiem jak inne/wasze dzieci, ale moje bardzo cieszyły się z powrotu do szkoły, nie dociekam, przyjmuję to za dobrą wróżbę.

I mogłoby się wydawać, że wszystko wróciło do normy, a tym czasem kuchnia wciąż nie dokończona, roleta nie zawieszona, biurka czekają, zagłówki do łóżek powstają w myślach, korytarz i salon nie pomalowane, na fotel do mojego stolika nie mogę się zdecydować, pranie wykładziny przekładamy już 3 raz, a sypialnia nie tknięta.

Mówię ostatnio do M: - Czy my naprawdę aż tacy niezorganizowani jesteśmy, dlaczego nie możemy zrobić jednego, potem drugiego, tylko tak rozgrzebaliśmy wszystko po trochu???
- Ale kochanie przecież  wszystko jest normalnie, przecież wiesz, że nie możemy wszystkiego od razu zrobić, przecież nas nikt nie goni, przecież pracujemy, no i wiesz...
- Wiem, wiem kochanie Ty robisz tylko wtedy gdy masz natchnienie.
Tylko zastanawiam się jakie natchnienie potrzebne jest do zawieszenie rolety w oknie hmmm...

Lista rzeczy do zrobienia długa, a ja już bym chciała się czymś pochwalić, poddać waszej ocenie, to w sumie pierwszy raz gdy robimy sobie coś po swojemu, dlatego bardzo będę chciała poznać Wasze opinie.

No, ale nie samym remontem człowiek żyje.
Wciąż czekam na wieści z College, chcę konkretnie ruszyć ze szkołą i nauką języka, póki co uczęszczam na zajęcia w pracy oho. Wyobraźcie sobie przez najbliższe 12 tygodni w każdą środę 2h zajęć z przemiłą Helen, w ramach akcji w pracy mówimy po angielsku, w języku ojczystym tylko na przerwie i tylko w canteen. Grubsza sprawa, ale nie będę nad tym się rozwodzić.

Za 13 dni spełniamy jedno z naszych marzeń - lecimy na wakacje, nasze pierwsze wspólne takie prawdziwe lenistwo, plaża, basen, basen, plaża, hmmmmm. 10 dni bez prania, zmywania, gotowania!!! Dzieciaki podniecone zwłaszcza Zosia - już od miesiąca w każdą sobotę leci do Turcji.

W związku z tym plażingiem miesiąc temu postanowiłam wziąć się za siebie, w sensie sport jakiś, troszkę diety, postępy takie, że wciąż się zbieram, ale, ale podjęłam walkę z cellulitem, co wieczór znoszę katuszę po kremie z papryczką chili, ależ to piecze, normalnie ogień przy dupie :-)

I tym pikantnym akcentem zakończę dzisiejszy wpis. Miało być o dupiemaryny a wyszło o dupiejustyny!

Z tęsknoty za latem kilka kartek z wakacji...













Pozdrawiam
Justyna

Etykiety: